Związek, różnica wieku, czy starszy mężczyzna da Ci szczęście?

Czy różnica wieku w związku ma znaczenie? 

Próbowałam napisać egzaltowanego posta z dziedziny psychologii, poczuć, że będzie to miejsce intelektualnie rozwijające i stanie się internetowym centrum użytecznej, psychologicznej wiedzy, ale...
Ale to nie Ja,  nie mój styl, nie zamierzam edukować innych, ale pisać o tym co mi w głowie buczy, drapie i chce wypełznąć na zewnątrz.
Chociaż zapewne czasem coś mądrego tu znajdziecie...

Dzisiaj napiszę o tym, co sądzę o różnicy wieku w związkach.

Wiecie, że na początku dwudziestego wieku, mąż był średnio o 10 lat starszy od żony?

Przeczytałam wiele mądrych artykułów o korzyściach finansowych z bycia ze starszym mężczyzną, o stabilizacji jaką daje taki związek, o problemach z dużą różnicą wieku, o wzrastającym trendzie bycia z młodszym, o dojrzałości emocjonalnej starszego, o tym, że podobno mężczyzna będący w związku z młodszą kobietą żyje dłużej! I wiele, wiele innych.

Mężczyzna mojego życia jest ode mnie o szesnaście lat starszy i na początku naszej znajomości zarzekałam się, że przez różnicę wieku nigdy nie będziemy razem!
Życie przyniosło jednak zupełnie inny scenariusz, który daje mi codziennie mnóstwo spokoju i radości.

Nasza relacja rozwijała się stopniowo. 

Byłam na etapie, w którym postanowiłam pobyć przez dłuższy czas singlem, poprzedni związek zabrał mi całą pozytywną energię, wyssał siłę życiową i skutecznie zniechęcił do płci przeciwnej.
Traktowałam tę znajomość jako przyjaźń, bardzo fajną, szczerą relację. 
Mimo to, pierwszy raz tak bardzo mnie do kogoś ciągnęło, czułam potrzebę przebywania w jego obecności i wielogodzinnych rozmów. 

Uzupełnialiśmy się dosłownie, po miesiącu kończyliśmy za siebie zdania, a nasze czarne poczucia humoru stworzyły mieszankę wybuchową.
Z tych wieczornych rozmów wyrósł związek, z początku przyjacielski, potem prawdziwy, trwały.

Zapytałam kiedyś terapeutkę o to czy powinnam w to brnąć?

- A jak się z nim czujesz? - zapytała
- Czuję się doceniana, wierzy we mnie z całych sił i przy nim mam wrażenie,  że mogę osiągnąć wszystko czego pragnę. Czuję, że mnie słucha, rozumie buzujące we mnie emocje, wspiera niezależnie od tego co dzieje się w mojej głowie. Akceptuje moją ciszę gdy pewnych tematów nie chcę poruszać, cierpliwie czeka aż się otworzę. Dzisiaj czuję, że ktoś mnie kocha, tak całym sobą, wiem, że mam kogoś kto wskoczyłby za mną w ogień.

Dotarło wtedy do mnie, że to jest właśnie to czego szukałam podczas kilku poprzednich związków, w tym jednego małżeństwa. 

W. jest tym typem faceta, który "dodaje kobiecie skrzydeł".
Nie czuję różnicy wieku, może to dlatego, że mężczyźni dojrzewają później? Mój W. wciąż jest dużym chłopcem, który mimo lat na karku uwielbia Marvela, Star Wars, a do tego ma duszę artysty - pięknie maluje.

Na początku związku naczytałam się internetowych forów, pytałam znajomych o radę, bałam się tego co będzie za dwadzieścia lat. W końcu pomyślałam - Ja planuję spędzić z nim co najmniej dwadzieścia lat! - i dotarło do mnie, że wolę dwadzieścia lat szczęścia niż czterdzieści lat nudy.


Czy Któraś/Któryś z Was macie podobne doświadczenia? Jestem ciekawa Waszych historii.

A o tym czemu zamieniłam związek z kubańskim tancerzem na szesnaście lat starszego Polaka - później (i bez nacjonalizmu).


Komentarze