Przyszła moja jesień

Wiatr potrząsał koronami drzew, szare niebo oplatało osiedle jak przezroczysta płachta zmieniająca odbicia światła.

Otworzyłam oczy, przetarłam powieki i spojrzałam w okno.
Kot mruknął leniwie spoglądając na mnie wymownie.
Ugniótł poduszkę łapkami i wtulił się w moje włosy.
Poleżałam jeszcze przez chwilę czekając na dźwięk budzika, po czym wysunęłam nogi spod kołdry.

- jesień, przyszła jesień.

Moja druga zaraz po wiośnie ukochana pora roku.

Podeszłam do okna zaplątując się w, stanowczo za długie, welurowe spodnie od piżamy w małe pomarańczowe sowy. 

Przywitał mnie świat za szarą, delikatną jak pajęczyna mgłą.

Przeczesując palcami rozczochrane włosy zawiesiłam wzrok na mokrych od nocnej burzy, asfaltowych chodnikach i rozmazanych konturach sąsiedniego osiedla.
Promienie słońca, bezsilnie próbowały przebić się przez mleczne powietrze.

Jeszcze tylko chwila nim liście ozłocą się i zaczerwienią, opadając na chodnik jak kolorowy, pachnący deszczem dywan.
Błyszczące kasztany spadły już na asfaltowy placyk przed blokiem wywołując we mnie niepowstrzymaną chęć zapełniania kieszeni skarbami jesieni.

Niedługo usiądę z kubkiem gorącej, pachnącej cynamonem i pomarańczami herbaty, narzucę na siebie wełniany, szary koc i otworzę nową książkę.

Wwącham się w druk i przejdę do pierwszej strony.
Powoli wniknę do świata powieści, kryminałów, fantastyki i zniknę na kilka godzin.
Kot umości się na moich kolanach i zaśnie po cichu gwiżdżąc i pochrapując.
Wieczór płynął będzie leniwie w żółtym świetle stołowej lampki.

To będą moje dni, moje ukochane szare popołudnia i mgliste poranki.

Godziny nawołujące do twórczych realizacji i mój czas.

Czas jesiennej dziewczyny kochającej przydymione słońce i zapach palonych liści.
Czas, w którym nie muszę kombinować aby nie ruszyć się z domu, bo jesień jest idealną wymówką.
A kiedy już wyjdę, przystanę na chwilę, tylko po to, by wdychać rześkie, październikowe powietrze.





Komentarze